czwartek, 7 października 2021

 

23 września o 08:47

Andrzej

Andrzej Dąbrowski
Witam serdecznie.((To szokująca historia bo każda śmierć bliskiej osoby jest dla nas tragedią.Ale z tej historii wynika,że ta kobieta w poprzednim wcieleniu, które w chrześcijańskiej religii nie istnieje, popełniła samobójstwo przez powieszenie,wybrała więc najorsze wyjście z możliwych. „Co człowiek sieje, to i zbierać będzie (Gal 6,8)” Dlatego dusi ją wszystko co powiesi na swojej szyi, nawet szalik.Dostała z powrotem to samo co kiedyś dała, tylko dokładnie z drugiej strony.Powstają nam pytania.Dlaczego Bóg jej nie skazał na wieczne potępienie za popełniony ciężki śmiertelny grzech?Jeśli nie w kościelnych wiecznościach-piekle i czyśćcu to gdzie jej dusza spędziła ten czas?Moim zdaniem tam gdzie wszyscy.W świecie astralnym gdzie jej była świadomość rozładowała się ze zdobytych doświadczeń i dusza stworzyła kolejne ciała energetyczne, i stamtąd powróciła żeby odczuć to co czuje porzucona rodzina.Wyciągnąć z tej lekcji wnioski i nigdy więcej nie popełnić tego błędu.Z naszej strony brzmi to okrutnie, ale zebrała plon ze swojego zasiewu z poprzedniego wcielenia.Według słów tej kobiety ona była związana karmicznie ze swiomi dziećmi, ale czy w poprzednim wcieleniu była ich matką? Trudno się nawet domyślać.Możliwe,że jej syn samobójca pełnił jej rolę, a ona była tym dzieckiem,które odebrało sobie życie pozostawiając za sobą płacz najbliższych. My oczywiście nie musimy w to wierzyć bo księża zawsze wymyślą banialuki o podszeptach Szatana,ale czy nie warto chociaż przez chwilę pomyśleć i się nad tym wszystkim zastanowić? Tego typu przypadki nie są rzadkością bo sam znałem kilka osób, które popełniły samobójstwo.z powodu zawodów miłosnych.Czy jednak uczucie jest zawsze równe z obu stron? Oczywiście,że nie i nie zmusimy do wspólnego życia osoby,która z nami nie chce być. To nam się tylko wydaje,że skoro my kogoś kochamy, to druga strona musi czuć to samo. Ale to nieprawda i myśląc tylko o sobie popełniamy nieodwracalne błędy. Takie osoby były zapatrzone tylko w siebie i we własne problemy. Ale czy od nich uciekły?Wszystko wskazuje na to,że nie.Proponuję dalszy ciąg ciekawych historii z portalu Fundacja Nautilius.)) https://www.nautilus.org.pl/artykuly,2970,prawdziwa-historia-o-reinkarnacji-i-niezwyklym-snie.html Uwielbiamy takie historie. Powodów jest kilka. Pierwszy i najważniejszy – wiemy dobrze, że reinkarnacja jest faktem. Piszemy o tym od lat otwartym i jasnym tekstem, bez żadnego „zmiękczania”, że jest to jedna z wielu teorii itp. Szkoda naszego czasu, ludzkie życie jest zbyt krótkie – reinkarnacja jest faktem i jeśli są jeszcze osoby czytające ten serwis i nie wiedzące tego, to piszemy to na wszelki wypadek jeszcze raz. I pisać będziemy jeszcze sto tysięcy razy, ale… wróćmy do tej historii.Prezentowaliśmy ją kiedyś na stronach wiele lat temu, ale jeden z czytelników napisał wczoraj (7 marca) e-mail i przypomniał postać bardzo szacowną i szanowaną na pokładzie okrętu Nautilus, p. Piotra Listkiewicza z Australii. To on kiedyś przysłał nam tę historię, a my trzymamy ją w naszym Archiwum FN na bardzo ważnej półce! Absolutnie wierzymy, że jest prawdziwa. Dlaczego? Mieliśmy... bardzo, bardzo osobiste doświadczenia z potężną istotą, która żyła na Ziemi w ludzkim ciele i która potrafiła manifestować się pojedynczym ludziom w dowolnym punkcie naszej kuli ziemskiej. O, słyszymy głosy protestu… ktoś w to nie wierzy… ale to – Panie i Panowie – nie ma najmniejszego znaczenia, czy ktoś wierzy, czy nie. Bo... no cóż... bo to jest prawda i sami na własne oczy i na własne uszy mieliśmy okazję się o tym przekonać. I tu na razie stawiamy kropkę! ((Znam tę historię bo kiedyś prezentowałem ją jako przykład działania prawa karmy. Obecna bohaterka zadawała w poprzednim wcieleniu cierpienie fizycznie i odbierze je również w fizycznej formie. Warto przy tym zastanowić się jaka "nagroda" na nas czeka. "Dlatego również i moje oko nawet nie mrugnie i nie zlituję się; postępki ich włożę na ich głowę." (Ez 9, 10) )) A teraz historia, którą dostaliśmy w prezencie od p. Piotra. Dotyczy ona czasów mrocznych, ale dzisiaj w wielu punktach naszego globu też jest „czas ołowiu”. Nasza planeta - wbrew opinii wielu ludzi zapatrzonych w smartfony i przygotowywany lot na Marsa – jest na buraczano-kapuścianym poziomie prymitywów do piątej potęgi… ale to na marginesie. A teraz historia. Pewna młoda Niemka naraziła się nazistom i trafiła do Rawensbruck w czasie wojny, gdzie przez długi czas poddawana była niesamowicie bolesnym eksperymentom medycznym. Pod koniec 1943 roku miała tak dosyć, że postanowiła rzucić się na ogrodzenie pod napięciem i w ten sposób popełnić samobójstwo, skracając w ten sposób - zgodnie z jej mniemaniem - swoje cierpienia.Przez ten cały czas zastanawiała się za co tak cierpi, ale nie mogła znaleźć żadnej winy w swoim krótkim życiu. ((Jak to mówił Jezus? Nie zgrzeszyła,ale ma się na niej objawić dzieło Boże.))Pozdrawiam serdecznie.Zdrówka życzę, ciekawych przemyśleń


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz