23 września o 08:47
Andrzej
Witam
serdecznie.((To szokująca historia bo każda śmierć bliskiej osoby jest
dla nas tragedią.Ale z tej historii wynika,że ta kobieta w poprzednim
wcieleniu, które w chrześcijańskiej religii nie istnieje, popełniła
samobójstwo przez powieszenie,wybrała więc najorsze wyjście z możliwych.
„Co człowiek sieje, to i zbierać będzie (Gal 6,8)”
Dlatego dusi ją wszystko co powiesi na swojej szyi, nawet szalik.Dostała
z powrotem to samo co kiedyś dała, tylko dokładnie z drugiej
strony.Powstają nam pytania.Dlaczego Bóg jej nie skazał na wieczne
potępienie za popełniony ciężki śmiertelny grzech?Jeśli nie w
kościelnych wiecznościach-piekle i czyśćcu to gdzie jej dusza spędziła
ten czas?Moim zdaniem tam gdzie wszyscy.W świecie astralnym gdzie jej
była świadomość rozładowała się ze zdobytych doświadczeń i dusza
stworzyła kolejne ciała energetyczne, i stamtąd powróciła żeby odczuć to
co czuje porzucona rodzina.Wyciągnąć z tej lekcji wnioski i nigdy
więcej nie popełnić tego błędu.Z naszej strony brzmi to okrutnie, ale
zebrała plon ze swojego zasiewu z poprzedniego wcielenia.Według słów tej
kobiety ona była związana karmicznie ze swiomi dziećmi, ale czy w
poprzednim wcieleniu była ich matką? Trudno się nawet
domyślać.Możliwe,że jej syn samobójca pełnił jej rolę, a ona była tym
dzieckiem,które odebrało sobie życie pozostawiając za sobą płacz
najbliższych.
My oczywiście nie musimy w to wierzyć bo księża zawsze wymyślą banialuki
o podszeptach Szatana,ale czy nie warto chociaż przez chwilę pomyśleć i
się nad tym wszystkim zastanowić?
Tego typu przypadki nie są rzadkością bo sam znałem kilka osób, które
popełniły samobójstwo.z powodu zawodów miłosnych.Czy jednak uczucie jest
zawsze równe z obu stron? Oczywiście,że nie i nie zmusimy do wspólnego
życia osoby,która z nami nie chce być.
To nam się tylko wydaje,że skoro my kogoś kochamy, to druga strona musi
czuć to samo. Ale to nieprawda i myśląc tylko o sobie popełniamy
nieodwracalne błędy.
Takie osoby były zapatrzone tylko w siebie i we własne problemy. Ale czy
od nich uciekły?Wszystko wskazuje na to,że nie.Proponuję dalszy ciąg
ciekawych historii z portalu Fundacja Nautilius.))
https://www.nautilus.org.pl/artykuly,2970,prawdziwa-historia-o-reinkarnacji-i-niezwyklym-snie.html
Uwielbiamy takie historie. Powodów jest kilka. Pierwszy i najważniejszy –
wiemy dobrze, że reinkarnacja jest faktem. Piszemy o tym od lat
otwartym i jasnym tekstem, bez żadnego „zmiękczania”, że jest to jedna z
wielu teorii itp. Szkoda naszego czasu, ludzkie życie jest zbyt krótkie
– reinkarnacja jest faktem i jeśli są jeszcze osoby czytające ten
serwis i nie wiedzące tego, to piszemy to na wszelki wypadek jeszcze
raz. I pisać będziemy jeszcze sto tysięcy razy, ale… wróćmy do tej
historii.Prezentowaliśmy ją kiedyś na stronach wiele lat temu, ale jeden
z czytelników napisał wczoraj (7 marca) e-mail i przypomniał postać
bardzo szacowną i szanowaną na pokładzie okrętu Nautilus, p. Piotra
Listkiewicza z Australii. To on kiedyś przysłał nam tę historię, a my
trzymamy ją w naszym Archiwum FN na bardzo ważnej półce!
Absolutnie wierzymy, że jest prawdziwa. Dlaczego? Mieliśmy... bardzo,
bardzo osobiste doświadczenia z potężną istotą, która żyła na Ziemi w
ludzkim ciele i która potrafiła manifestować się pojedynczym ludziom w
dowolnym punkcie naszej kuli ziemskiej. O, słyszymy głosy protestu… ktoś
w to nie wierzy… ale to – Panie i Panowie – nie ma najmniejszego
znaczenia, czy ktoś wierzy, czy nie. Bo... no cóż... bo to jest prawda i
sami na własne oczy i na własne uszy mieliśmy okazję się o tym
przekonać. I tu na razie stawiamy kropkę!
((Znam tę historię bo kiedyś prezentowałem ją jako przykład działania
prawa karmy. Obecna bohaterka zadawała w poprzednim wcieleniu cierpienie
fizycznie i odbierze je również w fizycznej formie. Warto przy tym
zastanowić się jaka "nagroda" na nas czeka.
"Dlatego również i moje oko nawet nie mrugnie i nie zlituję się;
postępki ich włożę na ich głowę." (Ez 9, 10) ))
A teraz historia, którą dostaliśmy w prezencie od p. Piotra. Dotyczy ona
czasów mrocznych, ale dzisiaj w wielu punktach naszego globu też jest
„czas ołowiu”. Nasza planeta - wbrew opinii wielu ludzi zapatrzonych w
smartfony i przygotowywany lot na Marsa – jest na buraczano-kapuścianym
poziomie prymitywów do piątej potęgi… ale to na marginesie. A teraz
historia.
Pewna młoda Niemka naraziła się nazistom i trafiła do Rawensbruck w
czasie wojny, gdzie przez długi czas poddawana była niesamowicie
bolesnym eksperymentom medycznym. Pod koniec 1943 roku miała tak dosyć,
że postanowiła rzucić się na ogrodzenie pod napięciem i w ten sposób
popełnić samobójstwo, skracając w ten sposób - zgodnie z jej mniemaniem -
swoje cierpienia.Przez ten cały czas zastanawiała się za co tak cierpi,
ale nie mogła znaleźć żadnej winy w swoim krótkim życiu.
((Jak to mówił Jezus? Nie zgrzeszyła,ale ma się na niej objawić dzieło
Boże.))Pozdrawiam serdecznie.Zdrówka życzę, ciekawych przemyśleń
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz