czwartek, 7 października 2021

 

25 września o 08:36

Andrzej

Andrzej Dąbrowski
Witam serdecznie.((Obecnym życiem stwarzamy dla siebie kolejne wcielenia bo taki jest proces nauki i dochodzenia do doskonałości.Zwracajmy więc baczną uwagę na to co "siejemy",bo nie czekają na nas wymyślone piekła i czyśćce w wymyślonej wieczności bez powrotu,ale czekają następne wcielenia bo, jak mówił Robert Monroe jesteśmy jak ćpuny, uzależnieni od materialnego świata, i potwierdzenie tego mamy w Ewangelii św. Jana 8:33-35,Biblia Tysiąclecia (33)Odpowiedzieli Mu:Jesteśmy potomstwem Abrahama i nigdy nie byliśmy poddani w niczyją niewolę.Jakżeż Ty możesz mówić: Wolni będziecie? (34)Odpowiedział im Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu. (35) A niewolnik nie przebywa w domu na zawsze ((Niewolnik nie przebywa w domu na zawsze,czyli osoba zniewolona przez materialny świat nie może przebywać stale w Domu Ojca i niestety jesteśmy niewolnikami materialnego świata i więźniami w świecie,który niektórzy uważają za piękny dar Boga.Jednak według Jezusa samo życie w nim można nazwać grzechem bo to ono jest źródłem karmicznych zobowiązań.Dlatego Jezus w wielu wypowiedziach doradza zerwanie więzów jakie łączą nas z tym światem bo grzesznik musi odradzać się na nowo,dopóki nie osiągnie czystości i dopiero po osiągnięciu odpowiedniego rozwoju wchodzi do Królestwa. To,że Kościół zakazał wędrówki dusz i my w to nie wierzymy nie sprawi, że ten fenomen zniknie,bo wszystko we Wszechświecie dzieje się zgodnie z wolą Boga,a nie Kościoła i wymyślonych przez ludzi religii. Podzielę się jeszcze jedną relacją w której dusza, obecnie w ciele kobiety, "zebrała plon z własnego zasiewu".)) Szanowni Państwo z Fundacji Nautilus! Nazywam się Barbara F. (nazwisko do wiadomości redakcji) i na stałe mieszkam w Kanadzie. Piszę po raz pierwszy list w internecie, bo mam od niedawna dostęp do komputera. O Waszym istnieniu dowiedziałam się dzięki znajomej, która przeczytała artykuł o liczbie 11 i ataku na WTC (taki tekst zamieściliśmy we wrześniu 2001 roku przyp. Red.). Z wielką uwagą czytam Wasze strony i wiem, jak bardzo jesteście potrzebni ludziom. Dzięki prezentowanym tu informacjom wielu z nich otwiera oczy na świat, poznaje zupełnie nowe prawdy o zasadach, które kierują naszym życiem. Postanowiłam napisać ten list, bo być może moja historia uświadomi komuś, jak ważni są w naszym życiu inni ludzie. I jak bardzo powinniśmy dostrzegać w nich tę samą niezwykłą boskość, która jest w nas. Zacznę od tego, że jestem osobą dotkniętą bardzo poważnym schorzeniem, które sprawia, że jestem zdana na opiekę innych. Choroba ma podłoże genetyczne i niestety bardzo zmieniła moje życie. Jej symptomy pojawiły się od razu po moim urodzeniu i to właśnie geny sprawiły, że jestem niepełnosprawna. Zawsze miałam ogromny żal do świata o to, że akurat mnie pokarał w tak okrutny sposób. Obserwowałam swoich rówieśników i nie mogłam pogodzić się z tym, że akurat padło na mnie. Nie wierzyłam w żadne teorie religijne i byłam podobnie jak moja mama osobą niewierzącą. Po moim urodzeniu odszedł od nas ojciec i to wszystko sprawiło, że było nam naprawdę ciężko. Kiedy miałam 7 lat w życiu mojej mamy pojawił się mężczyzna, z którym bardzo szybko związała się i po pewnym czasie urodził się mój przyrodni brat. Ten okres wspominam jako największy koszmar, gdyż świadoma mojego kalectwa przeżywałam bardzo to, że moja matka odsunie się ode mnie. Nie chcę opisywać tego, co przeżyłam. Dziś, kiedy jestem już w podeszłym wieku patrzę na to inaczej, ale wtedy był to dla mnie najbardziej trudny czas. Mój ojczym nie przepadał za mną i nigdy nie mogłam z nim nawiązać kontaktu, a moje schorzenie wzbudzało w nim wyraźną niechęć. Nie mogłam pogodzić się z tym, że moja matka kochała takiego człowieka. Proszę wybaczyć mi ten przydługi wstęp, ale jest on konieczny, aby zrozumieć to, co chcę Wam przekazać. W latach 70-tych pojawił się lek, który pozwolił mi ograniczyć moją chorobę na tyle, że mogłam zacząć w miarę normalnie żyć. Problemem mojego schorzenia były bardzo nieestetyczne zmiany na skórze, które sprawiały, że byłam skazana na życie w domu niczym w klatce. Pozdrawiam serdecznie.Zdrówka życzę, ciekawych przemyśleń

Wysłano

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz