poniedziałek, 23 sierpnia 2021

 

Andrzej

Andrzej Dąbrowski
Witam serdecznie.((Nasz bohater wiedział,że żył źle, ale nie zawracał sobie głowy grzechami i karami za swoje uczynki, więc nie doświadczył niczego co można by porównać z przeżyciami osób wierzących co, moim zdaniem, jest dowodem,że to nasz umysł,a nie żadna postać religijna warunkuje tego rodzaju doświadczenie. W tej relacji "Moc" nie zajmowała się jego pożyciem seksualnym chociaż miał już trzecią żonę. Ta sama "Moc" nie zwróciła najmniejszej uwagi na te niby święte sakramenty. Chciał się przekonać co tak naprawdę jest ważne i pokazano mu jego jeden jedyny dobry uczynek z jego całego życia jakim było przytulenie siostry w burzową noc. Moim zdaniem nasz bohater nie połączył się z obszarami energetycznymi naszych wierzeń i przekonań,więc ich nie doświadczył.Jego świadomość od razu znalazła się w częstotliwościach duszy,więc zamiast religijnych kar odczuł miłość o jakiej nawet nie miał pojęcia. Przypominam też, że nikt nie musi mi wierzyć. Nie jestem geniuszem ani omnibusem tylko zwykłym facetem zbierającym wiedzę z wszystkich dostępnych źródeł, i który otarł się o próg zaświatów. Gdybym poszedł dalej to też widział bym Światło duszy a nie Boga ani Jezusa, i jeśli nie byłby mój czas jaki wybrała dusza na odejście z tego świata płaczu i zgrzytania zębami, to na pewno bym wrócił. Ale widocznie takie doświadczenie,jak wszyscy, miałem zapisane w swoim planie karmicznym. Z czasem w chwilach największego załamania spotkanie astralnej dziewczyny zmieniło całkowice mój sposób myślenia i chyba tylko dlatego tego doświadczyłem.Według księży miałem spotkania z diabłem. Ale czy diabeł kierował by mnie na szukanie nauk Jezusa?Myślę,że ta dziewczyna jest moim przewodnikiem z astralnej grupy i zasiliła mnie energią bo po tych spotkaniach depresja skończyła się w ciągu kilku dni. A to przykład kolejnej osoby niewierzącej, która omijając święte prawa i dogmaty doznaje swojego doświadczenia.Relacja ze strony Fundacji Nautilius.)) "Arek, 23-letni mieszkaniec Warszawy, był w 1993 roku studentem Wydziału Prawa UW i w zasadzie miał bardzo jasny pogląd na świat, który wyniósł z domu. Swoje poglądy na temat „życia po śmierci” zbudował sobie także na tym, co widział wokół i co uznawał za możliwe do zweryfikowania. Jaki to był pogląd? Wszelkie religie to „opium dla ludu”, nie ma ani żadnego „Dziadka z Brodą czyli Boga”, ani żadnej tam „duszy”. Wszystkie te idiotyzmy wymyślili kiedyś kapłani, żeby trzymać w ryzach biednych maluczkich i mamić ich chorymi wizjami. Istota ludzka jest jedynie biologiczną maszyną, trochę bardziej skomplikowaną od zaawansowanego tostera, zaś w mózgu jedynie są „prądy i bioprądy”, które dają wrażenie myślenia. Wszelkie nawiedzone głupki mówią o „niebie i piekle”, a tymczasem nic takiego nigdy nie było, nie ma i nie będzie. Po co się żyje? Chodzi głównie o to, aby napchać się kasą, trochę sobie użyć i nieźle się zabawić – to absolutnie najważniejsze – musi być „fun”, a generalnie trzeba „korzystać z życia ile wlezie”. Przemilczmy, co rozumiał pod tym sfomułowaniem, ale było to bardzo typowe do tego typu młodych ludzi, prymitywne i egoistyczne. ((Czyli poglądy na życie zgodne bohaterem poprzedniej relacji i zobaczymy czego ten młody człowiek doświadczy.)) Był lipiec 1993 roku. Arek wracał do domu razem z kolegą po całonocnej zabawie w jednym z popularnych warszawskich klubów. Samochód prowadził jego kolega, a on siedział na miejscu pasażera. Twierdzi stanowczo, że tej nocy co prawda pił alkohol, ale była to raczej ilość umiarkowana. Jego kolega i kierowca samochodu był trzeźwy.Była godzina 2:15 w nocy, kiedy nagle drogę zajechała im taksówka. Kierowca tego auta po prostu ich nie zauważył, gdyż jak potem ustaliła prokuratura – jego kolega zapomniał włączyć świateł w samochodzie. Pamięta dokładnie krzyk kolegi, który zorientował się, że na uniknięcie wypadku jest zbyt późno i zderzenie jest nieuchronne. Niestety, ich auto poruszało się bardzo szybko (ok. 110 km/h), stąd w tych ostatnich ułamkach sekundy przez głowę przeleciała mu myśl, że za chwilę wszystko w jego życiu się zmieni. Samego momentu zderzenia nie pamięta, a świadomość odzyskał na chwilę w szpitalu. Pamięta, że był wieziony jasnym korytarzem na łóżku chirurgicznym i zobaczył pielęgniarkę, która pochyliła się nad nim i zapytała, jak ma na imię. Potem nagle stało się coś zdumiewającego, co sprawiło, że do dziś uznaje ten moment za swoje „drugie urodziny”. Oto fragment jego relacji spisany przez FN w 1996 roku:… Nagle zobaczyłem łóżko z leżącym na nim człowiekiem, do którego były podłączone jakieś rurki. ((Podobnie ja widziałem swoje ciało nad którym pochylał się szpitalny kapelan,który dawał mi ostatnie namaszczenie. Tak mnie to wtedy zeźliło,że postanowiłem na złość nie umierać.))Pozdrawiam serdecznie.Zdrówka życzę, ciekawych przemyśleń

10 sierpnia o 08:46

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz