poniedziałek, 1 maja 2023

 

❝𝐙𝐍𝐈𝐄𝐁𝐎𝐙𝐒𝐓Ą𝐏𝐈𝐄𝐍𝐈𝐄❞
(niezbyt krótkie wyznanie wiary w KOMUNIĘ z ŻYCIEM na okoliczność kwitnących w maju komunii świętych, świętobliwych i konsumenckich)
❝Ł𝐚𝐳𝐚𝐫𝐳❞
Zaczęło się od przebłysków, że coś mi w moim świecie nie pasuje. Coś we mnie zaczęło strasznie śmierdzieć i butwieć, ale moja skóra nie przepuszczała jeszcze tego fermentu na zewnątrz. Gniłam sobie od środka, usztywniając jeszcze mocniej zewnętrzne ściany mojej wymyślonej świątyni. Było słabo. Śniadanie, obiad, kolacja. Śniadanie, obiad, kolacja. Praca, obowiązki, zmęczenie. Takie wielkie powtarzalne NIC.
Bez sensu.
Zgubiłam sens.
❝𝐖𝐧𝐢𝐞𝐛𝐨𝐰𝐬𝐭ą𝐩𝐢𝐞𝐧𝐢𝐞❞
Chciałam, żeby przyjęli mnie do nieba, do nieba na kartki, na warunkach, którzy stawiają Ci Oni, których widać i ten magiczny On, którego nie widać.
Skoro tutaj na Ziemi jest tak ciężko, to może tam będzie lepiej?
❝𝐆𝐢𝐦𝐧𝐚𝐬𝐭𝐲𝐤𝐚 𝐤𝐨𝐫𝐞𝐤𝐜𝐲𝐣𝐧𝐚 𝐰 𝐤𝐨ś𝐜𝐢𝐞𝐥𝐞❞
Więc zaczęłam praktykować religię nachalnie, z pobożną nadpobudliwością, jakbym miała wynagrodzić swojemu wymyślonemu bogu, że tak go opuściłam i zaniedbałam.
Biedniutki Mój Kochany.
Miłość zbudowana na żebractwie miłości i poczuciu winy.
Służyłam jak opętana. Wchłaniałam z tego miejsca wszystko, co się dało.
Wstyd, że jestem niewystarczająco święta i dobra.
Przekonanie, że jest ze mną coś nie tak.
Konieczność wiekuistej naprawy, bo i tak jestem zepsuta. Zepsuta od początku do końca, ale może da się coś jeszcze uratować. Uświęcić.
Przedsmak pychy, że jestem lepsza od nieuświęconych, że jestem wybrana.
Łatałam wszystkie te przekonania rekolekcjami, codziennymi mszami, różańcami, koronkami, rozdzierającymi serce spowiedziami.
Wplątałam w to całą moją rodzinę. Dzieci zmuszane do chodzenia na mszę. Zawstydzanie. Straszenie. Szantaże. Płacze. Niedziela podporządkowana białym bluzeczkom i poprawnym żakiecikom.
Powinnaś, trzeba, musisz, nie wolno, wstydź się. Wstydź się, wstydź się, wstydź się!
Uczesz te włosy!
Nie ubieraj tej bluzki. Jest za wesoła.
Słuchasz takiej muzyki! To szatan! Szatan!
Wraz z ogromną miłością i obowiązkowością wobec boga, do mojego życia zawitała śmierć.
Śmierć w relacjach.
Tak jakbym budując tę zewnętrzną fasadę pobożności, musiała po raz dziesiąty zamurować ściany mojej świątyni. Mojego serca. Tak, żeby przypadkiem nikt nie zauważył, że nie wierzę w to, co robię.
Im bardziej nie wierzyłam, tym mocniej udowadniałam. Sobie, innym, rodzinie, światu.
Nosić nieczułe kamienie w sercu – duże wyzwanie. Szczególnie, że nieczułymi kamieniami łatwiej rzucać w innych.
W dzieci. W męża. W tych, co są na nie. I w tych, co są za mało na tak.
Najpilniejsza uczennica w szkole pobożności!
Najświętsza!
Najbardziej zasługująca!
O tak…
Wybierz mnie, wybierz Panie. Jestem najlepsza! Nie widzisz?
Myślę, że Bóg patrzył łaskawie na moją szarpaninę ze światem i z sobą samą.
Zapewne miał łzy w oczach, trochę ze śmiechu, trochę ze współczucia, a najbardziej z miłości.
To była gimnastyka korekcyjna.
❝𝐌𝐢ł𝐨ść 𝐛𝐞𝐳 𝐰𝐚𝐫𝐮𝐧𝐤ó𝐰❞
Kochana Moja – tak mówił – im bardziej we mnie nie wierzysz, tym bardziej Ciebie kocham. Im bardziej się szarpiesz w swoim zasługiwaniu, tym bardziej chcę Cię przytulić.
Zanim rzeka wyleje się poza swoje koryto, musi wezbrać, wypełnić się, spienić i nie wytrzymać.
Serce, w którym nosiłam nieczułe kamienie pobożności, pękło.
Bóg ma pomysły, których nie można przewidzieć, prawda?
Zakonnica Zuzanna.
Ksiądz Łukasz.
Ksiądz Adam.
Czasami niedosypianie, zmęczenie i nienawiść do własnej rzeczywistości może nawrócić do Życia najbardziej.
Nie dosypiałam.
Byłam skrajnie wyczerpana.
Nienawidziłam. Najbardziej chyba siebie.
Widocznie zostało w moim sercu trochę miejsca na kropelkę miłości. Dlatego wierzę.
W dziury, szczeliny i małe zagniecenia.
Wierzę w głód Życia.
Niedoskonałości są bramą kochania.
Tam, gdzie się pojawiają – tam miłość prosi o miejsce. O to, żebym ją wpuściła i pozwoliła wymywać gnój, który sobie nawrzucałam.
W stanie skrajnego wyczerpania wyjechałam z domu, żeby uciec od dzieci. Ot , taki odruch z mózgu gadziego, żeby nakarmić siebie, zanim zdechnę.
W ramach bardzo starych uwarunkowań, nie mogłam wybrać SPA, wyjazdu do Egiptu na oglądanie raf koralowych ani wyjazdu w góry.
W ramach starego programu wybrałam rekolekcje w ciszy za 100 zł. Siedem dni za 100 zł. Wtedy jeszcze uważałam, że więcej mi się nie należy. Nie.
Nie wolno na siebie wydatkować.
A ty siedź w izdebce lichej, padnij na kolana i tkwij w szarościach życia.
Na niebo przyjdzie czas, zaufaj mi córko, zaufaj.
A ja tak bardzo lubiłam ufać innym zamiast sobie. To takie miłe uczucie ubezwłasnowolnienia, gdy ktoś ma receptę na moje życie. Gdy da mi gwarancję, że to wszystko ma sens, nawet jeśli to nie sens z mojego świata. Tak trudno zaufać sobie, gdy jest się nieustannie ćwiczonym w dostosowaniu do innych.
Najtańsze oświecenie na świecie.
Bóg przemówił przez zakonnicę Zuzannę. Miała minus dwanaście dioptrii, krosty na twarzy i grzybicę na paznokciach. O tak. Zuzanna była na pewno dotknięta Miłością. Kochała gotować, nauczyła mnie , jak robić prawdziwy biały twarożek i piekła rewelacyjną zapiekanką z kaszy jaglanej, śliwek i jabłek.
W czasie rekolekcji w ramach uduchowienia i szczególnego wyznania miłosnego wobec boga, należało zgłosić się na adorację w nocy. Zajęta kontemplacją róż w ogrodzie, nie zdążyłam na początek zapisów.
Zostały takie okrutne godziny nocne, kiedy już się dobrze śpi, a jeszcze nie czas na to, żeby wstać.
Trzecia w nocy.
Wzięłam długopis do ręki, żeby to zrobić. Trzecia w nocy, podczas gdy z trudem udawało mi się zasypiać o pierwszej. Stałam nad kartką, czując, jak bardzo jestem przeciw sobie.
- Ale ty nie musisz.
To nie był głos Boga, nie. To był boski głos w ludzkim ciele. Zuzanna stała obok mnie, śląc mi uśmiech z twarzy pełnej krost.
- Nie musisz.
- No jak to nie muszę. Wszyscy adorują, a ja nie?
- Nie przejmuj się. On sobie bez Ciebie poradzi. Ważniejsze, żebyś była wyspana. Nie poświęcaj się. Bądź człowiekiem, kochana. Bądź wreszcie dla siebie człowiekiem. Poświęcenie jest słabe. Święci się jajka.
Nie dowierzałam. Prawie ślepa zakonnica odwodziła mnie od uniesień duchowych w środku nocy.
- Ale…
- No powiedz Słońce, ile razy wstajesz do dziecka w nocy, no? Ile razy masz bluzkę w rzygach, kupie i kaszy? Ile godzin słuchasz jego płaczu? To jest wystarczająca adoracja. Ja ci mogę tylko pozazdrościć.
Długopis roztapiał się w moich dłoniach od żaru, który poczułam w swoim ciele. Czytałam o Mojżeszu i krzewie gorejącym, ale myślałam, że to takie bajki. Fantazja proroka.
Każde słowo tej kobiety było jak wypalanie kamieni w moim sercu. W moich oczach. W moich uszach. Byłam żarem, a moje kamienie nieczułości znikały. Spadały z chwały na wysokości na samo dno mojego obolałego serca, by zmienić się w miłość.
❝𝐒𝐳𝐜𝐳𝐞𝐥𝐢𝐧𝐲 𝐰𝐢𝐚𝐫𝐲❞
Czy byłam już w niebie?
Czy przyznano mi niebo na raty?
Ile jeszcze do spłaty?
Jak się spada z nieba na ziemię?
Ze stu pięter udawania na twardą podłogę?
Wiesz, jak to jest?
Bo uwierzyłam, ale nie całkiem. To nie całkiem było prawdziwym światłem w moim życiu. Szczeliną.
Jeśli chcesz spotkać Boga, musisz przestać wierzyć w boga i bozię.
Bóg nie chce dowodów, zasług i spłat.
Ma wszystko i czeka sobie w spokoju,aż weźmiesz. Aż się odważysz żyć w pełni.
Dopóki nie kochasz, jesteś ślepy.
Dopóki omijasz własne życie, klęcząc, klepiąc paciorki, paląc kadzidła i odbębniając rytuały, to nadal nie jest Bóg. To tylko wyobrażenie, co jeszcze trzeba zrobić, zaliczyć, wiedzieć i naprawić.
Człowieka nie da się naprawić żadnym programem.
Człowiek to nie maszyna.
Bóg nie chce świętych. Nie chce pomników i muzeów.
Bóg chce nawróconych na miłość do siebie. Do życia. Do tego, co jest.
Można szukać duchowości całe życie, nie poznawszy Boga. Nie kochając siebie.
Atrapy nie czują.
Atrapy nie żyją.
Odważysz się zdjąć atrapy duchowości?
Zamienniki?
Uwodzicielskie świecidełka?
Może będzie nago. Może będzie boleśnie.
Ale na pewno prawdziwie do szpiku kości.
Bez dualizmu.
Bez świata pomiędzy pychą a poniżaniem.
Bóg nie jest gdzieś tam, za górami, za lasami i po dobrze odprawionym życiu. Zgodnie z przepisami i regułami, a na bakier z sobą i z innymi.
Nie.
❝𝐎𝐛𝐞𝐜𝐧𝐨ść❞
Bóg jest tu.
Wiesz, gdzie mieszka? Gdzie jest?
W oczach dziecka.
W nagłym przytuleniu się do psa.
W facecie, który z pasją kosi trawnik.
W jajku na miękko jedzonym z namaszczeniem o poranku.
W czułym dotykaniu najbliższych pomimo zmęczenia.
W samotności, która czasem jest losem, a czasem wyborem.
W rodzicach, którzy tak krzywo Cię kochali.
W pracy, której nie cierpisz. I w pracy, którą uwielbiasz.
Tak.
Nie ma Boga, gdy uciekasz od siebie i od swojego życia.
Nie ma Boga, gdy ciągle uważasz, że to jeszcze nie Twój czas.
Nie ma Boga, gdy kupujesz sobie najtańszą sukienkę, bo ta, która naprawdę Ci się podoba, jest nie dla Ciebie. Bo tak mówisz.
Nie ma Boga, gdy zmuszasz swoje dzieci do realizacji swojej wizji życia.
Bóg mieszka w zachwycie. W życiu bez konieczności ciągłych napraw i przeróbek.
Bóg naprawdę nie chce świętych. Nie chce pomników i muzeów.
Bóg chce Ciebie.
Im bardziej jesteś koślawy, zaropiały i syfiasty, tym lepiej.
Takiego Ciebie chce.
❝𝐍𝐢𝐞𝐛𝐨 𝐜𝐨𝐝𝐳𝐢𝐞𝐧𝐧𝐞❞
A gdyby dzisiejszy dzień został okrzyknięty najlepszym dniem Twojego życia?
Co znajdziesz w tym dniu?
Co znajdziesz boskiego? Świętego? Niezwykłego?
Poszukaj siebie.
I podziękuj sobie, że jesteś.
To najprostsza modlitwa na tym świecie.
Wdzięczność.
I zamiast wniebowstąpienia, świętuj zniebozstąpienie.
Życie w swoim ciele. W swojej rzeczywistości. Życie w życiu.
Nie na ołtarzu.
Ucieleśniaj boga, aż stanie się Bogiem w Tobie.
I nie bądź święta/ święty.
Bądź ludzka/ludzki wobec siebie. To wystarczy.
tekst: Maja Wąsała 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz