3 cze 2024, 08:30
Andrzej
Witam serdecznie.W pewnym momencie obraz znika i pojawia się inny. Zobaczyłam tego samego chłopca stojącego w błocie, ubranego w pasiak (było to coś rodzaju płaszczyka) z gwiazdą Dawida na piersi. Miał gołe, posiniaczone nogi i buty obwiązane szmatami. Trzymał za rękę trochę starszego od siebie chłopca, jakby szukał pomocy czy bliskości. Teren, na którym stali, otoczony był drutami. Widząc tę scenę poczułam przenikliwe zimno, strach, dezorientację i ciągle powtarzające się myśli: boję się, gdzie ja jestem? Gdzie są moi rodzice? Zdałam sobie sprawę, że trafiłam do obozu koncentracyjnego.
Po chwili pojawia się następny obraz. Widzę siebie (nadal w ciele tego małego chłopca) na pryczy, samotnie siedzę skulona. Chyba powoli zamarzam. Umieram, jest mi dobrze, nie czuję strachu ani bólu. Idę w kierunku opalizującej smugi światła, zostawiając swoje małe, wychudzone ciało na obozowej pryczy.
(( Niestety u dorosłych osób pamięć minionych wcieleń z upływem lat zanika.Można ją jednak odzyskać w seansach hipnozy regresyjnej i nie tylko z tej relacji wynika,że śmierć fizycznego ciała i odejście z tego świata jest przyjemnym przeżyciem i nie jest to jedyna relacja w której dusza wybiera w kolejnym wcieleniu inną narodowość i wyznanie,oraz inną płeć kolejnego ciała w jakim będzie doświadczać kolejnego życia.))
Wracając do domu po sesji moje myśli krążyły wokół scen, które zobaczyłam. W pewnej chwili uświadomiłam sobie, że w czasach szkolnych (a były to lata 70-te XX wieku) zwiedzałam tylko jeden obóz koncentracyjny – Majdanek. Po latach jedyne co pamiętam, to tylko miejsce baraków dziecięcych i ich wnętrze. Wiem, w której części obozu się znajdowały, jak wyglądały i jak były wyposażone. Natomiast zupełnie nie pamiętam komór gazowych, budynku krematorium, czy też innych budynków, które terytorialnie stanowią większą część tego obozu.
Następnego dnia, po powrocie z Wrocławia, odwiedziła mnie moja mama. Rozmawiałyśmy sobie miło przy kawie na różne tematy. Nic jej nie wspominałam o sesji u p. A. (hipnotyzera) i o tym, co widziałam. W pewnym momencie moja mama opowiedziała mi pewną historię, którą pomimo moich 47 lat życia, usłyszałam po raz pierwszy. Moja mama urodziła się w czasie II wojny światowej w Lublinie. Na przełomie 1942/1943 roku narożną kamienicę przy ul. Lubartowskiej, w której na pierwszym piętrze mieszkały moja babcia i mama, zajął volksdeutsch z rodziną (wcześniej już zajmował dwa pokoje w mieszkaniu babci). Widząc młodą, samotną kobietę z małym dzieckiem bez dachu nad głową (mężczyźni w tym czasie byli w partyzantce i AK w lubelskich lasach), okazując odrobinę ludzkich uczuć, postanowił znaleźć jakiś kąt dla nich. Tym schronieniem okazał się stary, opuszczony walący się dom w nieistniejącej już dziś dzielnicy żydowskiej Lublina.
((Przypominam,że jest to relacja z seansu regresyjnego czytelniczki Fundacji Nautilius, a nasza bohaterka opisuje swoje wcielenie z okresu ostatniej wojny światowej w którym była chłopcem, który zginął w obozie koncentracyjnym. Czasy straszne i okrutne świadczące za tym,że niewielu ludzi ma pojęcie o nauce miłości o której stale mówią.Ale podejrzewam,że tego rodzaju przeżycia mogą dotyczyć części z nas. Ja np. często mam wizje senne z tego okresu w których ginę zastrzelony podczas II Wojny Światowej przez wroga. Jak rozumiem dusza tego chłopca nie trafiła do czyśćca i nie zagrzała miejsca w wiecznym niebie i powróciła w ciele kobiety.))Pozdrawiam serdecznie. Zdrówka życzę, ciekawych przemyśleń
Otwórz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz