7 cze 2024, 08:33
Andrzej
Witam serdecznie.((Autorka listu relacjonuje,że jej mężem jest stale ta sama dusza,która wciela się w ciało jej męża już od 400 lat?
Można,więc jej wypowiedź porównać do teatru gdzie sceną jest cała Ziemia,a nas do aktorów wcielających się w różne role i ciekawi mnie jak oni rozpoznają się w fizycznym świecie.Domyślam się,że ich materialne ciała nie odgrywają głównej roli, bo jak sama stwierdziła po pierwszym spotkaniu miała wrarzenie,że znają się od lat,więc decydujące znaczenie ma chyba "głos duszy"-intuicja.
Kiedyś z podobną sytuacją spotkałem się w badaniach dr Newtona gdzie para była małżeństwem przez kilka wieków odgrywając naprzemiennie swoje role. Kiedy jej dusza wcielała się w ciało mężczyzny, mąż wybierał ciało kobiety.Z tamtych badań wynikało,że prowadzili wprost fantastyczne życie seksualne.Ale żeby przez dłuższy czas wybierać taki scenariusz ze stale tą samą duszą potrzebna jest naprawdę silna więź i niezbędne uczucie prawdziwej miłości pomiędzy partnerami,a nie chwilowego zauroczenia.W większości znanych mi związków nie ma nawet śladu po miłości, ale za to widać, że jak jedno się stara, to drugie zachowuje się jak pasożyt, który nie dorósł do założenia związku i zawsze jedna ze stron próbuje dominować nad drugą.Ludzie z różnych przyczyn zawierają związki, np.bo dziewczyna zaszła w ciążę i trzeba wziąść ślub,żeby ludzie nie gadali,lub żeby wejść do lepszej rodziny,żeby podnieść swój status społeczny,lub posiąść majętnego partnera, który zapewni wygodne dostatnie życie,i miłość w takich przypadkach zajmuje ostatnie miejsce.Niestety żyjemy złudzeniem uważając,że jak my kochamy partnera,to on czuje to samo.Gdyby to była prawdza to nasze związki nie rozpadały by się po kiku latach i nie byłoby wzajemnych zdrad, traktowania żony jak niewolnicy,która musi sama dbać o dom i dzieci i czekać na powrót pana.Niestety szczęśliwego związku nie gwarantuje nawet ślub sakramentalny i znam wiele związków po takich ślubach,które każdej niedzieli idą zgodnie do kościoła, a w powszedni dzień awantury nie milkną.Z poznanego do tej pory materiału wiem,że takie zachowania powodują jedynie narastanie negatywnej karmy i jeśli mamy odpowiedzieć agresją na agresję partnera, to lepiej nie odpowiedzieć wcale.Osobiście uważam śmierć jednego z partnerów za definitywny koniec związku bo przysięga obowiązuje tylko do czasu śmierci jednego z nas, a przynajmniej mam taką nadzieję.Zauważyłem wiele komentarzy katolików,którzy piszą "Jezu zrób to za mnie".Jednak reinkarnacja to nie jest leniwe bujanie się na chmurkach,ale nieustanna nauka jak prowadzić swoje życie żeby nikt nie cierpiał z naszego powodu,bo prawo karmy zawsze nam odda to co sami dajemy.
"Albowiem każdy własny ciężar poniesie. Nie błądźcie, Bóg się nie da z siebie naśmiewać; albowiem co człowiek sieje,to i żąć będzie." (Gal.6, 5-7)
Kiedyś Danuta Lenarczyk tłumaczyła,że nawet agresywne myśli w przyszłości będą miały wpływ na nasze nieudane związki i jeśli nie nauczymy się wybaczania to mamy to co widać w większości związków. Nieustające kłótnie i awantury.))
Pozdrawiam serdecznie. Zdrówka życzę, ciekawych przemyśleń
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz